Tabarca zalana! Rajska wyspa tonie w turystach

0
Na razie promy wciąż przypływają, restauracje wciąż serwują, a miejscowi wciąż przystosowują się do lata, które, jak mówią mieszkańcy wyspy, tak naprawdę „nigdy się nie kończy”.
Na razie promy wciąż przypływają, restauracje wciąż serwują, a miejscowi wciąż przystosowują się do lata, które, jak mówią mieszkańcy wyspy, tak naprawdę „nigdy się nie kończy”.

Tłumy turystów zalewają jedyną zamieszkaną wyspę we Wspólnocie Walenckiej, wypełniając jej plaże, zatoczki i ulice

Każdego sierpnia setki turystów przybywają na maleńką wyspę Tabarca, zamieniając jej piaszczyste plaże, wąskie uliczki i skaliste zatoczki w tętniące życiem miejsce. Łodzie wypełnione po brzegi kursują tam i z powrotem z Santa Pola, restauracje działają pełną parą, a miejscowi robią, co mogą, by zachować codzienny rytm dnia pośród zgiełku.

„To się nigdy nie kończy” – mówi Vicente, kapitan jednego z promów znanych jako tabarqueras, które przywożą turystów na wyspę przez całe lato. Z nieco ponad 50 stałymi mieszkańcami, według danych hiszpańskiego Narodowego Instytutu Statystycznego, Tabarca jest jedyną zamieszkaną wyspą we Wspólnocie Walenckiej – i jednym z najbardziej ruchliwych miejsc w sierpniu.

Przyloty o świcie

O 8:30 rano, kiedy pierwsze promy odpływają z Santa Pola, emocje są już wyczuwalne. Turyści, często obładowani lodówkami turystycznymi, parasolami i leżakami, spieszą się na pokład. Członkowie załogi muszą czasami interweniować, prosząc o spokój, gdy niecierpliwi turyści blokują trap.

Przeprawa trwa zaledwie 25 minut, co jest wystarczającym czasem, by dzieci takie jak ośmioletni Iker – który po raz pierwszy popłynął łodzią z mamą, Esther Gonzálvez – poczuły się jak na przygodowym wyjeździe. „Zarezerwowaliśmy już restaurację. Wszyscy mówią, że jedzenie w Tabarce jest niesamowite – może to kwestia otoczenia, a może po całym dniu pływania człowiek po prostu jest bardzo głodny” – śmieje się Esther.

Plaże pełne, restauracje przepełnione

Do południa główna plaża jest już całkowicie zapełniona. „Nie ma już ani jednego miejsca” – wzdycha Dulce María Castrillón, która co roku przyjeżdża z rodziną, przygotowana z leżakami, lodówką turystyczną, a nawet przenośnym głośnikiem.

Restauracje również osiągają punkt krytyczny. „Jest tłoczno. Lipiec był spokojniejszy, ale w sierpniu wszystkie statki przypływają pełne” – mówi Jessica Sánchez, która po raz pierwszy pracuje jako kelnerka na wyspie. Rezerwacje są niezbędne, zwłaszcza w weekendy. „Obsługujemy trzy stoliki i obsługujemy je do godziny 17:00” – dodaje inny kelner, Carlos Peral. Według innego kelnera, Davida Gómeza, w tym roku nastąpił „znaczny wzrost liczby turystów z Francji i Włoch”.

Życie wśród tłumów

W wiosce wąskie uliczki, pełne barów i sklepów, tętnią życiem, a turyści przeglądają rękodzieło, sandały i sprzęt plażowy na ostatnią chwilę. Zatoczki i wody wokół wyspy tętnią życiem: rodziny nurkują z rurką, dzieci pluskają się, gry karciane w cieniu, a łodzie zakotwiczone na brzegu dopełniają letnią scenerię.

Dla mieszkańców życie toczy się dalej – choć nie zawsze spokojnie. „Wczoraj próbowałam czytać, ale w pobliskim domu głośno grała muzyka” – narzeka Rafaela, mieszkanka. Inna sąsiadka o tym samym imieniu zgadza się: „Lubimy gości, ale niektórzy zachowują się, jakby wszystko było dozwolone. Hałas bywa nie do zniesienia”.

Apel o regulację

Niektórzy mieszkańcy martwią się również o wpływ na środowisko. „Ludzie zostawiają wszędzie butelki i niedopałki papierosów – zapominają, że to rezerwat morski” – mówi Fina, inna mieszkanka wyspy. Chociaż mówi się o corocznym ograniczaniu powierzchni dostępu, nie zaproponowano żadnych konkretnych działań, a Rada Miasta Alicante nie ogłosiła jeszcze żadnych planów regulacji.

Raj pod presją

Tabarca pozostaje śródziemnomorskim klejnotem, słynącym z piękna, kuchni i krystalicznie czystej wody. Jednak jej popularność jest również wyzwaniem: znalezienie równowagi między turystyką a delikatnym ekosystemem i jakością życia mieszkańców.

Na razie promy wciąż przypływają, restauracje wciąż serwują, a miejscowi wciąż przystosowują się do lata, które, jak mówią mieszkańcy wyspy, tak naprawdę „nigdy się nie kończy”.